piątek, 3 lutego 2012

Wyzwolenie [miniatura]

Wyszedłem z mieszkania i drżącymi rękami zamknąłem drzwi. Boże, jak ja tego nienawidzę.  Teraz jednak, wreszcie wszystko się skończy.  Otrzymam  obiecaną nagrodę i będę mógł… odpocząć. Chowam narzędzie za przepastną kurtką i zamykam drzwi.
- Widzę, że wszystko poszło gładko. – Słyszę za sobą znajomy głos. – Gratuluję, robisz się w tym coraz lepszy.
Zaciskam zęby i zatrzymuję pchające się na usta przekleństwo. Odwracam się powoli i spoglądam na mojego dręczyciela i zbawcę. Gabriel wyglądał teraz, jakby urwał się z koncertu metalowego. Długie czarne włosy, skórzana kurtka i jeansy. Pociągła twarz kojarząca się z obrazem świętego kontrastowała z trzymanym beztrosko w ustach papierosem.  Siedział na parapecie pod oknem i przyglądał mi się ciekawie.
- Wykonałem zadanie – stwierdziłem rzeczowo. – A teraz, czekam na swoją nagrodę.
Anioł zeskoczył na podłoże i uśmiechnął się ironicznie.
- Oczywiście. Proszę, oto ona.
Dopiero teraz zauważyłem leżącą na parapecie brązową torbę. Gabriel wręczył mi ją patrząc mi prosto w oczy.
- Co to ma być? – spytałem, gdy zapoznałem się z jej zawartością.
Dwa Big Mac’ki, frytki i Coca Cola. To jakiś żart, kurwa to musi być żart.
Anioł uniósł brwi udając zdumienie.
- No jak to? Twoja nagroda. Na pewno zgłodniałeś.
- Ale…
- No, no nie bądź taki skromny, trochę tam czasu spędziłeś, każdy by się zmęczył.
Sukinsyn nie krył już nawet rozbawienia. Znowu zrobił ze mnie durnia.
- Przecież nie tak się umawialiśmy – krzyknąłem wściekły. - Miałeś mnie uwolnić!
Jak zwykle moje wrzaski nie zrobiły na nim najmniejszego wrażenia.
- Naprawdę? Wydawało mi się, że nie do końca to powiedziałeś. Hmm… jak to leciało?
Spojrzał gdzieś w dal i po chwili przemówił moim głosem:
- ‘’Chciałbym byś zabrał mnie tam Gabrielu. Do miejsca wiecznej szczęśliwości. Do miejsca, o którym tak bardzo marzę.  Wiesz o czym mówię prawda?’’
- I co to ma wspólnego z Macdonaldem?- spytałem.  – Miałem na myśli raj. Niebo.  Miejsce gdzie przebywa Bóg.
Oczy Gabriela pociemniały. To nie wróżyło nic dobrego.
- Bóg? To tylko słowo. Puste i nic nie znaczące, wymyślone przez ludzi próbujących sklasyfikować coś, co nigdy nie zrozumieją.  Pozwól, że przypomnę ci coś jeszcze. Pamiętasz swoje siódme urodziny?
Znów wbił wzrok, gdzieś nad moją głową i po chwili przemówił głosem dziecka:
- ‘’Mamo, tu jest tak wspaniale. Tutaj jest jak w niebie. Mógłbym tu zostać na zawsze…’’
Ironia omal nie powaliła mnie z nóg. Rzeczywiście, w siódme urodziny matka zabrała mnie do Macdonalda i powiedziałem coś takiego.
- Tak więc – znów uśmiechnął się Gabriel. – Proszę. Twój własny kawałek nieba. Za dobrze wykonaną robotę.
Drań! Pieprzony drań! Znów mnie wykiwał. Nigdy się od tego nie uwolnię.
- Daję ci siedem dni wolnego – zadecydował. – Byś poukładał swoje sprawy. Do następnego razu człowieczku.
Przy ostatnim słowie zniknął, jak to miał w zwyczaju. Rozpłynął się w powietrzu zostawiając mnie sam na sam z tymi pieprzonymi frytkami, Colą i Big-Mac’ami.
Westchnąłem po czym  wróciłem do mieszkania. Chciałem raz jeszcze spojrzeć na moje dzieło.  Pokój był cały we krwi. Wypatroszona dziewczyna leżała, tak jak ją zostawiłem.  Było w tym wszystkim coś nieuchwytnego i poetyckiego. A może to tylko  radość, że wypełniam Bożą wolę, nawet jeśli zapłata jest tak żałosna. No cóż, następnym razem będę musiał ostrożniej dobierać słowa.
Wyjąłem z kurtki moje narzędzie – piękny nóż z czarną rączką i przejechałem palcem po zakrwawionym ostrzu.
Wiesz, nie jestem pierwszym, którego nawiedzają anioły. Wszystko zaczęło się w dziewiętnastym wieku w Londynie.  Tak, zaczęło się od mojego szlachetnego przodka- Seweryna Kłosowskiego, choć ty możesz go znać pod inną nazwą. Tak samo jak ja jestem różnie nazywany w gazetach i dziennikach, przez durniów, którzy nie rozumieją mnie i mojego dzieła.  Tak, jestem jego dziedzicem i spadkobiercą, więc kontynuuję jego dzieło! 
Ta dziewczyna. Jej zwłoki zawinięte w szkarłatne prześcieradła. Sama jest jak anioł.  Kto wie, może i ona zacznie mnie nawiedzać? Jak Bóg da…
Żachnąłem się. Bóg? Przecież to tylko puste i nic nieznaczące słowo wymyślone przez ludzi, którzy próbują sklasyfikować coś, co nigdy nie zrozumieją.  Heh, całkiem niezła myśl. Będę musiał to gdzieś zapisać. Zabawne rzeczy czasami przychodzą człowiekowi do głowy prawda?

Czerwiec 2010

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz