Nie mogłem się powstrzymać i musiałem nawiązać do dzieł pewnego znanego autora. Do tej lektury szczególnie polecam zimne piwo.
Ahoj młodziaku! Pozwolisz, że się przysiądę. Mam…ej no już nie patrz tak
na mnie. Nic od ciebie nie chcę. Stary wilk morski opowie ci po prostu o
paru przygodach. Widziałem jak kręcisz się przy kapitanacie. Tamta mała
łupina to twoja, tak? Ha ha, nic nie mów. Sam kiedyś takimi dowodziłem.
Wiem gdzie się wybierasz. Nowy Świat co? Widzę to w twoich oczach synku. Ale kurwa gdzież moje maniery? Pozwolisz, że się przedstawię. Kapitan Torkil zwany Krzywą Szablą. Tak, do twoich usług synku.
O czym to ja? Ach tak, Nowy Świat. Teraz to już się trochę uspokoiło, mówię ci. Pamiętam czasy pierwszych kolonii. Wszyscy mówili wtedy o nowym lądzie. WSZYSCY! Nawet kurwy w portowych burdelach He he.
Tak, tak do rzeczy. Stary Torkil widział wieeele dziwnych rzeczy na morzach i oceanach. Pamiętam jak byłem w twoim wieku. Złoto, przygoda, nic mnie nie mogło powstrzymać, taka mać!
Na morzu wiele dziwnych rzeczy, mówię ci. Nie ma żadnej przepaści na krańcu świata, w takie bajki to nie wierz. Są jednak…zbliż się synku. Widziałem takie rzeczy, że ci wielcy poszukiwacze i zdobywcy o tam o, posraliby się w gacie i wyliby ze strachu. Mówię ci, wypadające zęby, to najmniejszy z twoich problemów. No już, dołóż mi parę miedziaków do piwa, to opowiem ci coś ciekawego.
Wiem gdzie się wybierasz. Nowy Świat co? Widzę to w twoich oczach synku. Ale kurwa gdzież moje maniery? Pozwolisz, że się przedstawię. Kapitan Torkil zwany Krzywą Szablą. Tak, do twoich usług synku.
O czym to ja? Ach tak, Nowy Świat. Teraz to już się trochę uspokoiło, mówię ci. Pamiętam czasy pierwszych kolonii. Wszyscy mówili wtedy o nowym lądzie. WSZYSCY! Nawet kurwy w portowych burdelach He he.
Tak, tak do rzeczy. Stary Torkil widział wieeele dziwnych rzeczy na morzach i oceanach. Pamiętam jak byłem w twoim wieku. Złoto, przygoda, nic mnie nie mogło powstrzymać, taka mać!
Na morzu wiele dziwnych rzeczy, mówię ci. Nie ma żadnej przepaści na krańcu świata, w takie bajki to nie wierz. Są jednak…zbliż się synku. Widziałem takie rzeczy, że ci wielcy poszukiwacze i zdobywcy o tam o, posraliby się w gacie i wyliby ze strachu. Mówię ci, wypadające zęby, to najmniejszy z twoich problemów. No już, dołóż mi parę miedziaków do piwa, to opowiem ci coś ciekawego.
[ By Oski Gierun. http://oskiski.deviantart.com/ ]
Pffe,
szczyny! Ale lepsze szczyny niż woda. Dobre piwo to…ah tak! Opowieść.
To było roku pańskiego 1638. Byłem jeszcze młody, ale już doświadczony
hehe. Widzisz, mój ojciec, niech mu ziemia lekką będzie, też miał łódź i
rózgą uczył mnie…
Tak, tak już do rzeczy. W tamtym czasie wiatry przywiały mnie do portu w Hiszpanii. Hiszpanie to swoją drogą najbardziej chciwe ze wszystkich kurwich synów! Nie pamiętam już, co to był za port, nie ważne. Źle się wtedy układało, pieniędzy jak na lekarstwo, a większość załogi zwiała, gdy tylko poczuli zapach lądu. Sukinsyny! Musiałem zwerbować gdzieś ludzi. Statki, widzisz są jak kobiety - jak nie ma nad nimi mocnych chłopów, to gnuśnieją, gniją i zaczynają się kurwić.
Obyś nigdy nie był w takiej sytuacji synku. Widzisz, najlepiej mieć doświadczoną załogę. Marynarzy z krwi i kości. Nieustraszonych. A nie miękkie panienki, co płaczą za lądem po dwóch tygodniach. Tych chłopów, co wtedy zatrudniłem, nie nazwałbyś panienkami, jeśli ci zęby miłe. Ale nie byli też ludźmi morza, o nie. Mordercy, gwałciciele i zdrajcy - takie bydlaki. Teraz, to bym takim nawet w zęzie spać nie dał. Wiesz, tam na samym dole, żeby dno nie przeciekało. No, ale wtedy nie miałem wyboru. Musiałem odwiedzić najbardziej podłe i zaszczane speluny.
Tak, tak już do rzeczy. W tamtym czasie wiatry przywiały mnie do portu w Hiszpanii. Hiszpanie to swoją drogą najbardziej chciwe ze wszystkich kurwich synów! Nie pamiętam już, co to był za port, nie ważne. Źle się wtedy układało, pieniędzy jak na lekarstwo, a większość załogi zwiała, gdy tylko poczuli zapach lądu. Sukinsyny! Musiałem zwerbować gdzieś ludzi. Statki, widzisz są jak kobiety - jak nie ma nad nimi mocnych chłopów, to gnuśnieją, gniją i zaczynają się kurwić.
Obyś nigdy nie był w takiej sytuacji synku. Widzisz, najlepiej mieć doświadczoną załogę. Marynarzy z krwi i kości. Nieustraszonych. A nie miękkie panienki, co płaczą za lądem po dwóch tygodniach. Tych chłopów, co wtedy zatrudniłem, nie nazwałbyś panienkami, jeśli ci zęby miłe. Ale nie byli też ludźmi morza, o nie. Mordercy, gwałciciele i zdrajcy - takie bydlaki. Teraz, to bym takim nawet w zęzie spać nie dał. Wiesz, tam na samym dole, żeby dno nie przeciekało. No, ale wtedy nie miałem wyboru. Musiałem odwiedzić najbardziej podłe i zaszczane speluny.
Mówiłem ci, że
Hiszpanie to sukinsyny? W naszej kochanej Danii nigdy byś takich mord
nie zobaczył. Hej, hej słuchaj młokosie zaraz najlepsze będzie.
Miałem wtedy do kolonii Pensylwanii jechać. Wiesz, tam gdzie mieszkają ci wariaci, co z dzikusami się parzą, tfu! Chociaż wolałbym już ich, niż tych sakramencko popieprzonych purytan.
Ech, zawsze byłem wolnym żeglarzem mówię ci. Wiadomo, że dla naszych się przysługi robiło, ale handel nie zna kon…konfi…, no nie zna gniewu. Najlepiej to u którejś kompani handlowej się zatrudnić. Oni to dopiero…
Eeee nie o takich sprawach przyszliśmy tu gadać, co? No dobra.
Zatrudniłem w końcu wystarczająco liczną bandę zabijaków. Tfu, parszywa to była załoga. Mieliśmy wypłynąć dość późno. Ja byłem już od świtu, doglądałem wszystkiego – załadunek i te sprawy.
Stoję sobie i gadam z flisakami a tu podchodzi do mnie nie kto inny jak sam chędożony gubernator portu. Od razu widać było, że znaczny jegomość. Tacy to rzadko kiedy port odwiedzają. Pochodzi i prowadzi do mnie jakąś turkaweczkę młodą. Dziewczę jakieś wychudzone. Od razu mi się nie spodobała.
Miałem wtedy do kolonii Pensylwanii jechać. Wiesz, tam gdzie mieszkają ci wariaci, co z dzikusami się parzą, tfu! Chociaż wolałbym już ich, niż tych sakramencko popieprzonych purytan.
Ech, zawsze byłem wolnym żeglarzem mówię ci. Wiadomo, że dla naszych się przysługi robiło, ale handel nie zna kon…konfi…, no nie zna gniewu. Najlepiej to u którejś kompani handlowej się zatrudnić. Oni to dopiero…
Eeee nie o takich sprawach przyszliśmy tu gadać, co? No dobra.
Zatrudniłem w końcu wystarczająco liczną bandę zabijaków. Tfu, parszywa to była załoga. Mieliśmy wypłynąć dość późno. Ja byłem już od świtu, doglądałem wszystkiego – załadunek i te sprawy.
Stoję sobie i gadam z flisakami a tu podchodzi do mnie nie kto inny jak sam chędożony gubernator portu. Od razu widać było, że znaczny jegomość. Tacy to rzadko kiedy port odwiedzają. Pochodzi i prowadzi do mnie jakąś turkaweczkę młodą. Dziewczę jakieś wychudzone. Od razu mi się nie spodobała.
- Witajcie panie - mówi ważny jegomość na wejściu, a ja stoję i patrzę na niego, jakby sam dobry Bóg z Nieba zszedł.
Nie
znam się na dworskich zwyczajach, więc nie bardzo wiedziałem, co
zrobić. Ukłoniłem się jakoś tam, bo, jak mówiłem, od razu było widać, że
znaczny ktoś.
- Jestem
gubernatorem – opowiedział się jakby ,,gubernator’’ to było imię które
mu matka dała. Widać takim jak my nie zdradzają, jak na nich w domach
wołają, co?
No nic, bąknąłem
coś tam „jak to mi miło” i „jaki to zaszczyt”, sranie i szczanie, te
sprawy. Gubernatorowi chyba się śpieszyło, bo od razu przeszedł do
sedna.
- Płyniecie teraz do Pensylwanii, zgadza się?
- Tak - odpowiedziałem.
- Weźmiecie ze sobą moją córkę. Musi tam bezpiecznie dopłynąć.
Krucafiks!
- wydzieram się w myślach. Od razu mi się to nie spodobało. Baba na
pokładzie? Nie jestem przesądnym durniem jak Hiszpanie, ale cała sprawa
śmierdziała.
- Dlaczego nie weźmiecie jej na jeden z królewskich statków? - pytam.
- Dlaczego nie weźmiecie jej na jeden z królewskich statków? - pytam.
- Zawrzyj gębę i nikomu ani słowa - tak do mnie mówi! - Mam swoje powody.
Chciałem
mu powiedzieć, żeby sobie tę córeczkę w dupę wsadził. Niestety, bękart
jeden wyjął chyba najgrubszy mieszek wypchany dukatami jaki w życiu
widziałem. Zabrakło mi języka w gębie .
- Dostaniecie drugie tyle gdy dopłyniecie na miejsce. Pytajcie o człowieka znanego pod nazwą Merkurio.
To
była prawdziwa fortuna. Nawet najbardziej tępy marynarz od razu by
wyniuchał, że coś tu nie gra. Nie mogłem się jednak powstrzymać. Tyle
złota za bezpieczne przewiezienie gówniary na statku pełnym mętów i
wyrzutków? Wiedziałem, że zadanie nie będzie łatwe, ale opłacalne jak
diabli. Przyjąłem robotę.
Nieźle się zapowiada co? No to słuchaj dalej…
Wiadomo było, że nie będę mógł jej o tak normalnie na pokładzie trzymać. Gdy się jest długo na morzu, to różne dziwne rzeczy do łba przychodzą. Mężczyzna ma swoje potrzeby, kiedyś to zrozumiesz he he. Gdybym jej nie ukrył, któryś z tych bydlaków od razu by się do niej dobrał. Przygotowałem więc dla mojego gościa specjalną kajutę, do której tylko ja miałem wstęp. Załodze powiedziałem, że to specjalny, kapitański wychodek. Sam, osobiście znosiłem tam jedzenie, no ale za tyle pieniąchów to nawet nocnik mógłbym jej podstawiać.
Jeszcze przed wypłynięciem wziąłem dziewczynę na rozmowę.
Nieźle się zapowiada co? No to słuchaj dalej…
Wiadomo było, że nie będę mógł jej o tak normalnie na pokładzie trzymać. Gdy się jest długo na morzu, to różne dziwne rzeczy do łba przychodzą. Mężczyzna ma swoje potrzeby, kiedyś to zrozumiesz he he. Gdybym jej nie ukrył, któryś z tych bydlaków od razu by się do niej dobrał. Przygotowałem więc dla mojego gościa specjalną kajutę, do której tylko ja miałem wstęp. Załodze powiedziałem, że to specjalny, kapitański wychodek. Sam, osobiście znosiłem tam jedzenie, no ale za tyle pieniąchów to nawet nocnik mógłbym jej podstawiać.
Jeszcze przed wypłynięciem wziąłem dziewczynę na rozmowę.
-
Posłuchaj panienko - zwracam się do młodej. - Będzie musiała panienka
ukryta płynąć przez cały rejs. To dla panienki bezpieczeństwa.
- Rozumiem panie - powiedziała tylko. Trzeba przyznać, że tatuś nieźle ją wytresował.
Coś mi się jednak nie podobało w jej oczach. Nie umiem tego wytłumaczyć. Była jakaś taka…no jakby patrzyła, ale nie widziała… Miała na sobie taką durną czapeczkę co teraz mieszczanki noszą, więc nie widziałem koloru jej włosów. Głupie co? Bo ja na ten przykład o wiele bardziej wole te z jaśniejszymi włosami…
Tak, tak wracam do historii. Widzisz, pierwszy raz musiałem szmuglować towar na własny statek he he. No ale na szczęście nikt niczego nie zauważył.
W końcu udało nam się wypłynąć. Widzę, że ci się śpieszy, więc przeskoczę do ciekawszych momentów. Pierwszy tydzień upłyną spokojnie. Dla niektórych nawet za spokojnie. Dwóch moich…załogantów pobiło się i jeden w efekcie stał się pokarmem dla rekinów. Powiedziałem moim zuchom, że za takie zachowanie, to sam będę osobiście wypierdalał za burtę. Na statku dyscyplinę trzeba trzymać. Zauważyłem, że nie przyjęli moich słów poważnie, więc obiłem jednemu mordę. Kapitan to ma być kapitan - pamiętaj. Jak na statku ktoś jest gorszym skurwysynem niż ty, to zaraz bunt będzie i pretensje.
No, ale ciebie interesuje historia z tą dzieweczką co? Jak już mówiłem pierwszy tydzień był spokojny. Pogoda była świetna, wiatr dął w dobrą stronę, na niebie jedynie parę chmurek. Nie ma to jak morska bryza i słońce na twarzy co? Wiesz, chyba to musi być prawda, co ludzie bajają - że morze jest jak kobieta. Kiedyś, to po miesiącu życia na lądzie woda mi się wielka śniła i za oceanem tęskniłem. Za szumem fal płakałem…
Ech, wiem, wiem znowu nie o tym co trzeba plotę. Tylko widzisz, ciężko mi mówić. Pewnie mi nawet nie uwierzysz. Aż w cholerę, bez drugiego piwa, to nie da rady!
Dzięki, dobry z ciebie dzieciak. Siadaj i słuchaj bo teraz się zacznie. Jest środek dnia. Wiatr dmucha w żagle i normalnie se płyniemy. A tu nagle…zgrzyt jakiś potworny na dole słychać i zatrzymujemy się. I to tak nagle, że aż wszyscy na gęby poupadali. Cud, że maszty się nie połamały. Pierwsze, co pomyślałem, to że na mieliznę wpłynęliśmy. Wołam na tych moich chłopaków, żeby któryś kija zamoczył i sprawdził. Jeden taki, z blizną na ryju, wziął tykę, moczy i po chwili mówi, że dna nie wyczuwa. To co ja robie? Kopa w dupę i sam sprawdzam mówiąc, że jak coś znajdę, to zabiję.
Nic! Noż w mordę serio mówię, że nic nie wyczułem. Pobiegłem szybko na drugą burtę, bo wpadło mi do łba, że może to kotwica spadła. Nie, wisiała zawieszona tak jak ją zostawiliśmy. Spytasz się pewnie co tu robić dalej? Dobre pytanie. Posłałem jednego z moich - wielkiego umięśnionego Maura na bocianie gniazdo. Pomyślałem, że może z góry coś więcej zobaczy. Dureń wziął ze sobą szablę, jakby z mewami chciał tam na górze walczyć i się wspiął.
Coś mi się jednak nie podobało w jej oczach. Nie umiem tego wytłumaczyć. Była jakaś taka…no jakby patrzyła, ale nie widziała… Miała na sobie taką durną czapeczkę co teraz mieszczanki noszą, więc nie widziałem koloru jej włosów. Głupie co? Bo ja na ten przykład o wiele bardziej wole te z jaśniejszymi włosami…
Tak, tak wracam do historii. Widzisz, pierwszy raz musiałem szmuglować towar na własny statek he he. No ale na szczęście nikt niczego nie zauważył.
W końcu udało nam się wypłynąć. Widzę, że ci się śpieszy, więc przeskoczę do ciekawszych momentów. Pierwszy tydzień upłyną spokojnie. Dla niektórych nawet za spokojnie. Dwóch moich…załogantów pobiło się i jeden w efekcie stał się pokarmem dla rekinów. Powiedziałem moim zuchom, że za takie zachowanie, to sam będę osobiście wypierdalał za burtę. Na statku dyscyplinę trzeba trzymać. Zauważyłem, że nie przyjęli moich słów poważnie, więc obiłem jednemu mordę. Kapitan to ma być kapitan - pamiętaj. Jak na statku ktoś jest gorszym skurwysynem niż ty, to zaraz bunt będzie i pretensje.
No, ale ciebie interesuje historia z tą dzieweczką co? Jak już mówiłem pierwszy tydzień był spokojny. Pogoda była świetna, wiatr dął w dobrą stronę, na niebie jedynie parę chmurek. Nie ma to jak morska bryza i słońce na twarzy co? Wiesz, chyba to musi być prawda, co ludzie bajają - że morze jest jak kobieta. Kiedyś, to po miesiącu życia na lądzie woda mi się wielka śniła i za oceanem tęskniłem. Za szumem fal płakałem…
Ech, wiem, wiem znowu nie o tym co trzeba plotę. Tylko widzisz, ciężko mi mówić. Pewnie mi nawet nie uwierzysz. Aż w cholerę, bez drugiego piwa, to nie da rady!
Dzięki, dobry z ciebie dzieciak. Siadaj i słuchaj bo teraz się zacznie. Jest środek dnia. Wiatr dmucha w żagle i normalnie se płyniemy. A tu nagle…zgrzyt jakiś potworny na dole słychać i zatrzymujemy się. I to tak nagle, że aż wszyscy na gęby poupadali. Cud, że maszty się nie połamały. Pierwsze, co pomyślałem, to że na mieliznę wpłynęliśmy. Wołam na tych moich chłopaków, żeby któryś kija zamoczył i sprawdził. Jeden taki, z blizną na ryju, wziął tykę, moczy i po chwili mówi, że dna nie wyczuwa. To co ja robie? Kopa w dupę i sam sprawdzam mówiąc, że jak coś znajdę, to zabiję.
Nic! Noż w mordę serio mówię, że nic nie wyczułem. Pobiegłem szybko na drugą burtę, bo wpadło mi do łba, że może to kotwica spadła. Nie, wisiała zawieszona tak jak ją zostawiliśmy. Spytasz się pewnie co tu robić dalej? Dobre pytanie. Posłałem jednego z moich - wielkiego umięśnionego Maura na bocianie gniazdo. Pomyślałem, że może z góry coś więcej zobaczy. Dureń wziął ze sobą szablę, jakby z mewami chciał tam na górze walczyć i się wspiął.
- Nic, panie kapitanie - woła z góry.
- Klątwa jakaś - bąknął któryś z załogantów.
No
tak, jak nie da się czegoś wytłumaczyć, to od razu się na klątwy zwala.
Co tak patrzysz dziwnie? Spodziewałeś się pewnie, że ja tak samo głupi?
Nic z tych rzeczy, ojciec, niech mu ziemia lekką będzie, wpajał mi, że
gdyby choć połowę z tego, co durnie za klątwy biorą, brać na poważnie,
to świat byłby piekłem. Ech, gdyby zobaczył, to co ja później, to
zmieniłby zdanie.
No w każdym razie mnie trzeba czegoś więcej, by klątwy ogłaszać i na kolana padać. Powiedziałem, żeby zamknęli ryje i do szorowania pokładu się wzięli. Przyznaje, nie bardzo wiedziałem co robić. Ostatnim z moich pomysłów było, by rozwinąć wszystkie żagle. Liczyłem, że uda nam się pokonać tę dziwną przeszkodę. Nic, kurwa! Wszystkie fokmarsle i grotmarsle gówno dały.
Czekaliśmy. Czekaliśmy sami nie wiedząc na co. Załoga była już mocno zdenerwowana. Wpadłem na pomysł, że zmontujemy takie specjalne krzesło, na którym opuścimy któregoś z naszych, by zobaczył w co walnęliśmy. Jakoś niespecjalnie paliło im się do roboty, wydarłem się jak blisko ich jaja znajdują się do rekinich zębów, to szybko zmienili zdanie.
Było samo południe, słońce prażyło niemiłosiernie a fale, choć niewielkie, wydawały się uderzać w nas z jakimś dziwnym chichotem w tle. Wiem o czym mówię synu. Przetrwałem niejeden sztorm, widziałem wszystkie rodzaje fal i wód, ale mówię ci: tego dnia coś było inaczej.
W każdym razie: zwisałem wtedy z końca bukszprytu i gapiłem się w wodę szukając Bóg jeden wie czego, gdy usłyszałem coś, co mimo upału zmroziło moje serce.
No w każdym razie mnie trzeba czegoś więcej, by klątwy ogłaszać i na kolana padać. Powiedziałem, żeby zamknęli ryje i do szorowania pokładu się wzięli. Przyznaje, nie bardzo wiedziałem co robić. Ostatnim z moich pomysłów było, by rozwinąć wszystkie żagle. Liczyłem, że uda nam się pokonać tę dziwną przeszkodę. Nic, kurwa! Wszystkie fokmarsle i grotmarsle gówno dały.
Czekaliśmy. Czekaliśmy sami nie wiedząc na co. Załoga była już mocno zdenerwowana. Wpadłem na pomysł, że zmontujemy takie specjalne krzesło, na którym opuścimy któregoś z naszych, by zobaczył w co walnęliśmy. Jakoś niespecjalnie paliło im się do roboty, wydarłem się jak blisko ich jaja znajdują się do rekinich zębów, to szybko zmienili zdanie.
Było samo południe, słońce prażyło niemiłosiernie a fale, choć niewielkie, wydawały się uderzać w nas z jakimś dziwnym chichotem w tle. Wiem o czym mówię synu. Przetrwałem niejeden sztorm, widziałem wszystkie rodzaje fal i wód, ale mówię ci: tego dnia coś było inaczej.
W każdym razie: zwisałem wtedy z końca bukszprytu i gapiłem się w wodę szukając Bóg jeden wie czego, gdy usłyszałem coś, co mimo upału zmroziło moje serce.
- Patrzcie, kurwa, co znalazłem w wychodku - wydzierał się podniecony idiota.
Szybko się zerwałem i wbiegłem na pokład. Tak jak się spodziewałem jedna z tych małp znalazła ukrytą dziewczynę. Ciągnął ją za ramię jak najgorszą kurwę. Dzieweczka piszczała i opierała się.
Szybko się zerwałem i wbiegłem na pokład. Tak jak się spodziewałem jedna z tych małp znalazła ukrytą dziewczynę. Ciągnął ją za ramię jak najgorszą kurwę. Dzieweczka piszczała i opierała się.
- To jak chłopcy? Zabawimy się? - wrzasnął cham.
Paru się roześmiało głupawo. Wyjąłem pistolet i wymierzyłem kanalii w łeb.
Paru się roześmiało głupawo. Wyjąłem pistolet i wymierzyłem kanalii w łeb.
- Nikt jej nie dotyka - oświadczyłem stanowczo.
- My chcemy tylko się zapoznać - jego łapska już zaczęły błądzić wokół piersi dziewczyny.
Podszedłem parę kroków i przystawiłem mu lufę do jajec.
- Nie będę powtarzał.
- Nie będę powtarzał.
Uspokoili się, ale można było wyczuć, że są niezadowoleni. Jak bachory, którym zabiera się ulubione zabawki.
- To tylko takie żarty panie kapitanie - powiedział spokojnie bliznowaty i puścił dziewczynę.
- To tylko takie żarty panie kapitanie - powiedział spokojnie bliznowaty i puścił dziewczynę.
- Kapitanie - odezwał się basowym głosem Maur. - Baba na pokładzie to pecha przynosi. Za burtę ją.
Nie
słuchałem, co on tam dalej grzmiał. Musiałem się zastanowić, czy
powiedzieć załodze, po co wziąłem tę gówniarę. Spodziewałem się, że mimo
moich zakazów będą chcieli się do niej dobrać. Nie była jakaś wyjątkowo
urodziwa, ale na morzu to i starowinę do łożnicy byś wziął. Musze
przyznać, że postąpiłem trochę nieuczciwie wobec tych szubrawców, o
niczym im nie mówiąc. W końcu doszedłem do wniosku, że tylko obietnica
pieniędzy może powstrzymać ich chuć. Wytłumaczyłem więc, że za
przewiezienie dziewczyny do portu wyznaczono sporą nagrodę. Zaznaczyłem –
bardzo mocno – że towar musi być NIENARUSZONY , a więc niech wybiją
sobie ze łbów wszystkie głupie pomysły.
Przyjęli to całkiem nieźle. Spodziewałem się, że będą pyszczyć dlaczego wcześniej o tym nie powiedziałem ale widać uznali, że na moim miejscu zrobiliby to samo. Obiecałem im sporo pieniędzy. Pewnie się zastanawiasz, czy chciałem dotrzymać słowa? Z chamami to nie ma co się układać synku, zdrowie!
No…tego. Dziewczyna była na razie bezpieczna. Popełniła jednak błąd. Zamiast się zamknąć i dziękować Bogu ta na mnie spojrzała i:
Przyjęli to całkiem nieźle. Spodziewałem się, że będą pyszczyć dlaczego wcześniej o tym nie powiedziałem ale widać uznali, że na moim miejscu zrobiliby to samo. Obiecałem im sporo pieniędzy. Pewnie się zastanawiasz, czy chciałem dotrzymać słowa? Z chamami to nie ma co się układać synku, zdrowie!
No…tego. Dziewczyna była na razie bezpieczna. Popełniła jednak błąd. Zamiast się zamknąć i dziękować Bogu ta na mnie spojrzała i:
- Dziękuję. Nie pożałujesz tego.
Cholerna
gówniara! Jakby nie wystarczająco mnie załoga nienawidziła. Może niech
od razu da mi tyłka przy wszystkich! W każdym razie obiecując mi
pochędóżkę postawiła mnie w jeszcze gorszej sytuacji. Musiałem jakoś
zyskać w ich oczach. Kop w dupę i okrzyk:
- Wracaj do pokoju i siedź cicho kurwa!
Sprawił, że zaczęli na mnie trochę przychylniej patrzeć. Udało mi się tych huncwotów do pracy zaprzęgnąć. Widać było, że chłopaków jajca świerzbiły bo co i rusz spoglądali w stronę kajuty. Gnoje paskudne, ech. Trzeba jednak przyznać, że uwinęli się dosyć szybko. Urządzonko było gotowe. Ale kiszki marsza grać zaczynały. Dałem im więc godzinę przerwy, a sam udałem się do kajuty dziewczyny. Sprawdziłem, czy wszystko u niej w porządku i wyszedłem. Oni…
No co? Nie myślisz chyba, że…
Synku, ty mnie tu do hołoty nie porównuj. Sprawdziłem czy wszystko z nią dobrze, grzecznie przeprosiłem za przekleństwa i kopa w dupę po czym…wyszedłem. Bliznowaty oczywiście kręcił się w pobliżu. Udawał, że akurat liny do magazynku obok przenosi, kurwi syn! Już ja dobrze wiem, co mu po głowie chodziło.
Minęła godzina, a sytuacja się nie zmieniła. Wciąż staliśmy w miejscu. Krzesło było gotowe, pozostawało pytanie: kto będzie ochotnikiem? Bliznowatemu było za ciepło w gaciach, więc uznałem, że mała ochłoda dobrze mu zrobi. Jak on się nazywał? Ah, tak!
Sprawił, że zaczęli na mnie trochę przychylniej patrzeć. Udało mi się tych huncwotów do pracy zaprzęgnąć. Widać było, że chłopaków jajca świerzbiły bo co i rusz spoglądali w stronę kajuty. Gnoje paskudne, ech. Trzeba jednak przyznać, że uwinęli się dosyć szybko. Urządzonko było gotowe. Ale kiszki marsza grać zaczynały. Dałem im więc godzinę przerwy, a sam udałem się do kajuty dziewczyny. Sprawdziłem, czy wszystko u niej w porządku i wyszedłem. Oni…
No co? Nie myślisz chyba, że…
Synku, ty mnie tu do hołoty nie porównuj. Sprawdziłem czy wszystko z nią dobrze, grzecznie przeprosiłem za przekleństwa i kopa w dupę po czym…wyszedłem. Bliznowaty oczywiście kręcił się w pobliżu. Udawał, że akurat liny do magazynku obok przenosi, kurwi syn! Już ja dobrze wiem, co mu po głowie chodziło.
Minęła godzina, a sytuacja się nie zmieniła. Wciąż staliśmy w miejscu. Krzesło było gotowe, pozostawało pytanie: kto będzie ochotnikiem? Bliznowatemu było za ciepło w gaciach, więc uznałem, że mała ochłoda dobrze mu zrobi. Jak on się nazywał? Ah, tak!
- Esteban! - wskazałem na hultaja z blizną.- Idziesz na krzesło.
Nie był zadowolony, oj nie. To ja jednak byłem kapitanem i w każdej chwili mogłem uznać, że nie zasługuje na swoją działkę. Pokurwił więc pod nosem i skinął głową.
Niezły miałem ubaw, mówię ci. Taki twardy bydlak, całe ręce w tatuażach a widać było, że się wody boi. Kamraci opuszczali go powali, a ja stałem w oddali narzucając rytm. W końcu opuścili go na taką wysokość, że nogi miał już w wodzie.
Nie był zadowolony, oj nie. To ja jednak byłem kapitanem i w każdej chwili mogłem uznać, że nie zasługuje na swoją działkę. Pokurwił więc pod nosem i skinął głową.
Niezły miałem ubaw, mówię ci. Taki twardy bydlak, całe ręce w tatuażach a widać było, że się wody boi. Kamraci opuszczali go powali, a ja stałem w oddali narzucając rytm. W końcu opuścili go na taką wysokość, że nogi miał już w wodzie.
- I jak? Widzisz coś? - krzyknąłem.
Nie usłyszałem odpowiedzi. W pierwszym momencie chciałem podejść i odciąć linę skoro hultaj sobie jaja robi, ale po chwili usłyszałem jego przerażony głos:
Nie usłyszałem odpowiedzi. W pierwszym momencie chciałem podejść i odciąć linę skoro hultaj sobie jaja robi, ale po chwili usłyszałem jego przerażony głos:
- O Kurwa! O Jezusie przenajświętszy! Wciągajcie mnie! Wciągajcie! - piszczał jak dziewczynka.
- O Jezu drogi, wciągajcie.
- O Jezu drogi, wciągajcie.
Cała
załoga rzuciła się na burtę i zaczęła wyglądać. Wystarczyło im tylko
jedno spojrzenie, by zaczęli tak samo brać imię Pana na daremno.
Odrzuciłem dwóch i sam spojrzałem. Nie mogłem się powstrzymać.
-
O kurwa - szepnąłem patrząc na czerwoną wodę. Morze wokół naszego
statku przypominało kolorem krew. Przysięgam! Niewielki okrąg wody wokół
statku wyglądał jakby ucztowały tam rekiny.
Kamraci Estebana wyciągnęli go na pokład.
Kamraci Estebana wyciągnęli go na pokład.
- To klątwa, jesteśmy przeklęci! - wrzeszczał wymachując w powietrzu rękami jak idiota.
- Boże zmiłuj się! To Kraken - zawył ktoś inny.
-
Sraken! - odpowiedziałem wściekle i trzasnąłem tchórza w ryj. - To
tylko trochę krwi. Pewnie pod pokładem jest martwy wieloryb.
- Głupcze! Czy to ci wygląda na krew?
Rzeczywiście, okrąg był zbyt regularny żeby mógł być typową krwistą, podwodną mgłą. Co innego jednak mogłem powiedzieć tym tchórzom?
Rzeczywiście, okrąg był zbyt regularny żeby mógł być typową krwistą, podwodną mgłą. Co innego jednak mogłem powiedzieć tym tchórzom?
- Ty! - wskazałem na Maura- Idź na bocianie gniazdo.
- To klątwa, klątwa - wciąż wrzeszczał bliznowaty.
Musiałem jakoś zaprowadzić porządek.
- Posłuchajcie mnie! POSŁUCHAJCIE! – ryknąłem - Tchórze chędożeni! To tacy z was zabijacy? Ilu z was, durnie, było kiedyś na morzu?
Zaledwie paru podniosło dłonie.
- Posłuchajcie mnie! POSŁUCHAJCIE! – ryknąłem - Tchórze chędożeni! To tacy z was zabijacy? Ilu z was, durnie, było kiedyś na morzu?
Zaledwie paru podniosło dłonie.
- No właśnie! Gówno wiecie co się dzieje i od razu klątwy ogłaszacie.
- To przez tę babę - wciął mi się jeden z obwiesi - To ona nieszczęście sprowadza.
- Posłuchaj mnie idioto. Żaden z was, skurwysyny, nie ma pojęcia, że to jest zupełnie normalne i naturalne…
Nie dokończyłem bo tuż przy prawym uchu usłyszałem wrzask i coś huknęło straszliwie o deski pokładu. Obróciłem powoli głowę i ujrzałem ciało Maura rozwalone na podłożu.
Załoga zaczęła spoglądać ze strachem w górę, jakby spodziewali się zobaczyć skrzydlate demony latające w powietrzu. Ja jednak wiedziałem co się stało. Maur zobaczył z bocianiego gniazda coś tak strasznego, że zeskoczył.
Niezłe co? Wielki, umięśniony murzyn oskarżony o trzy morderstwa, bydlak, którego byś omijał szerokim łukiem wystraszył się na śmierć. Zobaczył pod wodą coś… co odebrało mu całą odwagę i zmusiło do samobójstwa.
Długo staliśmy w milczeniu. Patrząc po twarzach moich załogantów byłem pewien, że mają już pełne portki. Sam czułem, że kręci mi się we łbie. Musiałem jednak coś zrobić. Przerażona załoga to najgorsze, co może cię spotkać na statku. Żebyś ty wiedział do czego są zdolni ludzie, gdy ich strach opęta. Słyszałem kiedyś, że jacyś durnie uznali, że żagle na ich okręcie są przeklęte. Podpalili je…chyba łatwo się domyśleć co stało się dalej co?
Wymyśliłem więc najbardziej możliwe wyjaśnienie całej sytuacji:
Nie dokończyłem bo tuż przy prawym uchu usłyszałem wrzask i coś huknęło straszliwie o deski pokładu. Obróciłem powoli głowę i ujrzałem ciało Maura rozwalone na podłożu.
Załoga zaczęła spoglądać ze strachem w górę, jakby spodziewali się zobaczyć skrzydlate demony latające w powietrzu. Ja jednak wiedziałem co się stało. Maur zobaczył z bocianiego gniazda coś tak strasznego, że zeskoczył.
Niezłe co? Wielki, umięśniony murzyn oskarżony o trzy morderstwa, bydlak, którego byś omijał szerokim łukiem wystraszył się na śmierć. Zobaczył pod wodą coś… co odebrało mu całą odwagę i zmusiło do samobójstwa.
Długo staliśmy w milczeniu. Patrząc po twarzach moich załogantów byłem pewien, że mają już pełne portki. Sam czułem, że kręci mi się we łbie. Musiałem jednak coś zrobić. Przerażona załoga to najgorsze, co może cię spotkać na statku. Żebyś ty wiedział do czego są zdolni ludzie, gdy ich strach opęta. Słyszałem kiedyś, że jacyś durnie uznali, że żagle na ich okręcie są przeklęte. Podpalili je…chyba łatwo się domyśleć co stało się dalej co?
Wymyśliłem więc najbardziej możliwe wyjaśnienie całej sytuacji:
- Tego jeszcze brakowało - krzyknąłem głośno. - Dureń, który nie potrafi wejść na bocianie gniazdo.
Chyba tego nie kupili. Bądź co bądź znali tego człowieka. No, w każdym razie ja starałem się wyglądać na nieporuszonego. Szybko przydzieliłem im jakąś robotę, ale bunt wisiał w powietrzu. Wystarczyło, że się na chwilę odwróciłem i już zaczynali szeptać. Postanowiłem, że będę czuwać przy drzwiach dziewczyny. Mijały godziny. Chciało mi się jeść i lać, ale twardo stałem na posterunku. W końcu drzwi za mną skrzypnęły a ja odwróciłem się ze zdziwieniem.
Chyba tego nie kupili. Bądź co bądź znali tego człowieka. No, w każdym razie ja starałem się wyglądać na nieporuszonego. Szybko przydzieliłem im jakąś robotę, ale bunt wisiał w powietrzu. Wystarczyło, że się na chwilę odwróciłem i już zaczynali szeptać. Postanowiłem, że będę czuwać przy drzwiach dziewczyny. Mijały godziny. Chciało mi się jeść i lać, ale twardo stałem na posterunku. W końcu drzwi za mną skrzypnęły a ja odwróciłem się ze zdziwieniem.
- Co panienka robi? - spytałem młodą. - Panienka nie może wychodzić.
- Proszę - odparło dziewczę. - Muszę na chwilę wyjść…zobaczyć morze.
Mówię jej, że nie ma mowy, że bydlaki ją zgwałcą albo zabiją jak tylko zobaczą. Ona na to żebym się nie martwił. Zaczęła błagać, zaczęła tak kwilić i prosić, że naprawdę uwierzyłem, że to coś więcej niż babski kaprys. Jej oczy, cholera, nie umiem tego opisać. Nie mogłem jej odmówić.
Zaprowadziłem ją na pokład i – tak jak się spodziewałem – załoga nie była zachwycona. Od razu zaczęli się wydzierać. Wyjąłem pistolet i krzyknąłem, że zajebię pierwszego idiotę, który do niej podejdzie.
Młoda tymczasem podeszła do burty, gapiła się na wodę i zaczęła się jakoś tak dziwnie kiwać. Odwróciłem się do niej plecami by mieć na oku moich hultajów. Zaczęli się powoli zbliżać.
Mówię jej, że nie ma mowy, że bydlaki ją zgwałcą albo zabiją jak tylko zobaczą. Ona na to żebym się nie martwił. Zaczęła błagać, zaczęła tak kwilić i prosić, że naprawdę uwierzyłem, że to coś więcej niż babski kaprys. Jej oczy, cholera, nie umiem tego opisać. Nie mogłem jej odmówić.
Zaprowadziłem ją na pokład i – tak jak się spodziewałem – załoga nie była zachwycona. Od razu zaczęli się wydzierać. Wyjąłem pistolet i krzyknąłem, że zajebię pierwszego idiotę, który do niej podejdzie.
Młoda tymczasem podeszła do burty, gapiła się na wodę i zaczęła się jakoś tak dziwnie kiwać. Odwróciłem się do niej plecami by mieć na oku moich hultajów. Zaczęli się powoli zbliżać.
- Dlaczego tak pan ją broni kapitanku? - spytał wychudziły gwałciciel.
- Pewnie mu dupy dała - zaśmiał się inny.
Esteban odzyskał odwagę.
- Zaraz zobaczymy co tam ma.
- Zaraz zobaczymy co tam ma.
Banda dzikusów zaczęła ryczeć ze szczęścia. Jeszcze teraz mi ręce drżą z gniewu, gdy to wspominam.
Byłem, spięty i czujny. Zgraja przestała się w końcu śmiać a wychudły wskazał na młodą palcem i pisnął jak eunuch:
Byłem, spięty i czujny. Zgraja przestała się w końcu śmiać a wychudły wskazał na młodą palcem i pisnął jak eunuch:
- Ona coś do wody wrzuciła. Czarownica!
- A to kurwa jedna!
Esteban postąpił parę kroków. Krzyknąłem tylko ,,Stój’,’ ale nie posłuchał. Nie miałem wyboru. Strzeliłem mu w łeb.
Posłuchaj mnie dzieciaku. Nigdy nie pochwalałem zabijania, czasami jednak jest to konieczne. Jedna śmierć jest lepsza niż śmierć całej załogi, co? Mówiłem ci już, a ojciec mi to zawsze powtarzał: najważniejsza jest dys-cy-pli-na. Myślisz, że co robią z buntownikami na królewskich statkach? A wieszają na masztach jak psów! Mówiłem już, że miałem wtedy do czynienia z najgorszymi bydlakami. A do chamstwa tylko takie metody docierają. Nie ma marchewki albo bata synku. Jest tylko bat i jeszcze więcej bata. Czy szkoda mi tego skurwysyna Estebana? Kiepsko sypiam po nocach, ale z innego powodu. Zaraz się dowiesz jakiego.
Ech, dno już widać w kubasie. Postaw no jeszcze jedno, głupio tak przecież kończyć historię w takim momencie…
Dzięki! Miło z twojej strony, że tak starszego człowieka wspierasz.
Na czym to ja? Ah, no tak! Zastrzeliłem jak psa. Reszta załogi stała przez chwilę zaskoczona, po czym rzucili się na mnie i na młodą całą kupą. I bądź tu Se kapitanem, jak każdy przeciwko tobie, kurwa mać. Odciągnęli mnie w głąb statku. Zobaczyłem tylko przez czyjeś ramię, że jeden z…chłopców zaczynał dusić dziewczynę. I wtedy właśnie…słuchaj uważnie.
Cały okręt zatrząsł się, a z dołu dobiegł ryk. I to nie byle jaki ryk chłopcze. Coś tam w głębinach darło się jakby bramy samych piekieł się pod nami otworzyły. Słyszałem już walenie, wieloryby czy inne takie gówna. To było co innego. Klnę się na własną matkę, że czegoś takiego jeszcze nigdy nie słyszałem. To…nie mogło pochodzić z tego świata. Jak mi Bóg miły, chyba sam Lucyfer się na nas wydzierał.
Słyszałeś kiedyś, jak jęczą umierający na dżumę? Okropne. Nie wiem jak to możliwe…ale ten głos z głębin brzmiał jak głos umierającego…który jednocześnie grozi. Pojmujesz? Jakby mówił mi, że to JA będę tak jęczał.
No w każdym razie na statku zrobił się niezły burdel. Wszyscy poupadali i zaczęli kulić się ze strachu. Muszę przyznać - sam byłem nie lepszy. Statkiem trzęsło jak…no, cholera jedna wie jak, ale mocno.
W końcu się uspokoiło, okazało się jednak, że to nie koniec niespodzianek. Jeden z chłopców, chciał się wyrzygać za burtę, ale zobaczył coś, co sprawiło, że odwrócił się i narzygał sobie na buty. Cóż mogłem zrobić? Musiałem zobaczyć, co go tak wystraszyło. Jedno spojrzenie wystarczyło bym zaczął odmawiać w myślach litanię. Czerwona woda wokół statku była zapełniona szczątkami…ludzkimi.
Nie było ani jednego kawałka mięsa. Same kości. Białe, idealnie wypolerowane czaszki, miednice , piszczele, kości rąk i nóg.
Do dziś zadaję sobie jedno pytanie chłopcze. Jedno! Dlaczego nie poszedłem wtedy i osobiście nie zabiłem tamtej małej? Nie wiem czy to był jakiś urok, czy inne licho. Czułem po prostu, że byłby to poważny błąd.
W tamtym momencie coś zupełnie innego mnie dręczyło. Wciąż czułem przemożną chęć zaspokojenia ciekawości. Chciałem koniecznie zobaczyć, co też takiego wystraszyło nieszczęsnego Maura. Bocianie gniazdo kusiło mnie niczym najlepszej klasy burdel.
Nie było jednak na to czasu. Załoga zaczęła rozglądać się za młodą. Ona tymczasem wróciła do swojej kajuty. Udało mi się ich ubiec.
Słyszałem w głowie głos ojca, który mówił mi, żebym nigdy nie tłumaczył niewyjaśnionego klątwami, że zabicie dziecka zawsze jest zbrodnią.
Po paru godzinach miałem dość. Nie mogłem zostawić statku bez opieki. Wyszedłem na pokład i oślepiło mnie światło. Pomimo całego zamieszania nie mogłem nie docenić tamtego widoku. Najpiękniejszy zachód słońca jaki w życiu widziałem, mówię ci. Na horyzoncie widać było burzowe chmury a ognista kula wyglądała jakby siedziała na czarnym tronie. Czerwone promienie nad niebieską taflą wody…tego nie da się opisać. I ten cudowny zapach. Morska bryza chłopie, nigdy ci się nie znudzi. Fale również się zmieniły. Były niczym pierwsze kamyki lawiny. Każde uderzenie o burtę było trochę mocniejsze od poprzedniego.
Ech…niestety to, co stało się później sprawiło, że morze straciło dla mnie cały urok.
Słuchaj…rozkazałem załodze, by zwinęli żagle. W końcu nadchodził sztorm . O dziwo posłuchali i szybko uwinęli się z robotą. Widać jednak było, że coś knują.
Esteban postąpił parę kroków. Krzyknąłem tylko ,,Stój’,’ ale nie posłuchał. Nie miałem wyboru. Strzeliłem mu w łeb.
Posłuchaj mnie dzieciaku. Nigdy nie pochwalałem zabijania, czasami jednak jest to konieczne. Jedna śmierć jest lepsza niż śmierć całej załogi, co? Mówiłem ci już, a ojciec mi to zawsze powtarzał: najważniejsza jest dys-cy-pli-na. Myślisz, że co robią z buntownikami na królewskich statkach? A wieszają na masztach jak psów! Mówiłem już, że miałem wtedy do czynienia z najgorszymi bydlakami. A do chamstwa tylko takie metody docierają. Nie ma marchewki albo bata synku. Jest tylko bat i jeszcze więcej bata. Czy szkoda mi tego skurwysyna Estebana? Kiepsko sypiam po nocach, ale z innego powodu. Zaraz się dowiesz jakiego.
Ech, dno już widać w kubasie. Postaw no jeszcze jedno, głupio tak przecież kończyć historię w takim momencie…
Dzięki! Miło z twojej strony, że tak starszego człowieka wspierasz.
Na czym to ja? Ah, no tak! Zastrzeliłem jak psa. Reszta załogi stała przez chwilę zaskoczona, po czym rzucili się na mnie i na młodą całą kupą. I bądź tu Se kapitanem, jak każdy przeciwko tobie, kurwa mać. Odciągnęli mnie w głąb statku. Zobaczyłem tylko przez czyjeś ramię, że jeden z…chłopców zaczynał dusić dziewczynę. I wtedy właśnie…słuchaj uważnie.
Cały okręt zatrząsł się, a z dołu dobiegł ryk. I to nie byle jaki ryk chłopcze. Coś tam w głębinach darło się jakby bramy samych piekieł się pod nami otworzyły. Słyszałem już walenie, wieloryby czy inne takie gówna. To było co innego. Klnę się na własną matkę, że czegoś takiego jeszcze nigdy nie słyszałem. To…nie mogło pochodzić z tego świata. Jak mi Bóg miły, chyba sam Lucyfer się na nas wydzierał.
Słyszałeś kiedyś, jak jęczą umierający na dżumę? Okropne. Nie wiem jak to możliwe…ale ten głos z głębin brzmiał jak głos umierającego…który jednocześnie grozi. Pojmujesz? Jakby mówił mi, że to JA będę tak jęczał.
No w każdym razie na statku zrobił się niezły burdel. Wszyscy poupadali i zaczęli kulić się ze strachu. Muszę przyznać - sam byłem nie lepszy. Statkiem trzęsło jak…no, cholera jedna wie jak, ale mocno.
W końcu się uspokoiło, okazało się jednak, że to nie koniec niespodzianek. Jeden z chłopców, chciał się wyrzygać za burtę, ale zobaczył coś, co sprawiło, że odwrócił się i narzygał sobie na buty. Cóż mogłem zrobić? Musiałem zobaczyć, co go tak wystraszyło. Jedno spojrzenie wystarczyło bym zaczął odmawiać w myślach litanię. Czerwona woda wokół statku była zapełniona szczątkami…ludzkimi.
Nie było ani jednego kawałka mięsa. Same kości. Białe, idealnie wypolerowane czaszki, miednice , piszczele, kości rąk i nóg.
Do dziś zadaję sobie jedno pytanie chłopcze. Jedno! Dlaczego nie poszedłem wtedy i osobiście nie zabiłem tamtej małej? Nie wiem czy to był jakiś urok, czy inne licho. Czułem po prostu, że byłby to poważny błąd.
W tamtym momencie coś zupełnie innego mnie dręczyło. Wciąż czułem przemożną chęć zaspokojenia ciekawości. Chciałem koniecznie zobaczyć, co też takiego wystraszyło nieszczęsnego Maura. Bocianie gniazdo kusiło mnie niczym najlepszej klasy burdel.
Nie było jednak na to czasu. Załoga zaczęła rozglądać się za młodą. Ona tymczasem wróciła do swojej kajuty. Udało mi się ich ubiec.
Słyszałem w głowie głos ojca, który mówił mi, żebym nigdy nie tłumaczył niewyjaśnionego klątwami, że zabicie dziecka zawsze jest zbrodnią.
Po paru godzinach miałem dość. Nie mogłem zostawić statku bez opieki. Wyszedłem na pokład i oślepiło mnie światło. Pomimo całego zamieszania nie mogłem nie docenić tamtego widoku. Najpiękniejszy zachód słońca jaki w życiu widziałem, mówię ci. Na horyzoncie widać było burzowe chmury a ognista kula wyglądała jakby siedziała na czarnym tronie. Czerwone promienie nad niebieską taflą wody…tego nie da się opisać. I ten cudowny zapach. Morska bryza chłopie, nigdy ci się nie znudzi. Fale również się zmieniły. Były niczym pierwsze kamyki lawiny. Każde uderzenie o burtę było trochę mocniejsze od poprzedniego.
Ech…niestety to, co stało się później sprawiło, że morze straciło dla mnie cały urok.
Słuchaj…rozkazałem załodze, by zwinęli żagle. W końcu nadchodził sztorm . O dziwo posłuchali i szybko uwinęli się z robotą. Widać jednak było, że coś knują.
- Ten sztorm wygląda
niebezpiecznie panowie! - ogłosiłem. - Jeśli macie jakieś plany, to
lepiej zajmijcie się nimi jak już przejdzie.
Miałem nadzieję, że takie postawienie sprawy trafi do ich zakutych łbów.
Upewniłem się, że każdy był czymś zajęty i zacząłem wspinać się na bocianie gniazdo. Tej wędrówki nigdy nie zapomnę. Zupełnie jakbym wchodził na górę prosić Pana, by pozwolił mi spojrzeć jak wygląda piekło.
W końcu doszedłem na wierzchołek i usadowiłem się w koszu. Stamtąd widok był jeszcze piękniejszy. Bałem się opuścić wzrok.
No…nie mogłem tak wiecznie gapić się na zachodzące słońce. Bardzo powoli, opuściłem głowę.
Co ja tam zobaczyłem? Ech…szkoda gadać. Zbliż się…
Widziałem, jakiś podłużny kształt, ciemny zarys pod powierzchnią wody. Coś jakby wielki wąż albo macka czegoś większego. To coś wystawało z boku okrętu. Widziałem to tylko przez chwilę. Chyba…wyczuło, że to widzę, bo od razu się schowało.
Byłem wstrząśnięty. Przerażony jak cholera. Coś mi jednak mówiło, że to nie wszystko. Niemożliwe przecież, by tylko ten widok przeraził Maura na śmierć. Zaczęło mi się kręcić w głowie. Pierwszy raz od nie wiem jak długiego czasu. Zachodzące słońce przestało być piękne. Zdawało się mówić - macie tak przesrane, że aż nie chcę na to patrzeć.
Postanowiłem, że nie będę mówił załodze o tym co widziałem. Z resztą, to i tak nie miało znaczenia. Jak tylko zszedłem skierowałem się w stronę kajut i…wyobraź sobie poczułem jak ktoś mnie pieprznął w tył głowy. Jeden z tych bydlaków odważył się uderzyć kapitana! Nie sądziłem, że są aż tak głupi.
Teraz będzie najlepsze. Zanim zacznę, muszę ci tu złożyć małe ślubowanie. Niech mnie w tej chwili piorun trafi jeśli cokolwiek z tego, co powiem, będzie kłamstwem!
Skup się młody! Obudziłem się związany jak szynka! Nie mogłem nawet palcem ruszyć. Trzeba przyznać, że sukinsyny znały się na wiązaniu jeńców. Na pewno byli w tym doświadczeni. Gdybyś mógł mnie wtedy zobaczyć. Łajdaki tak sprytnie mnie obrządzili, że zwisałem z najniższej rei. Nie dość, że byłem związany, to jeszcze w siatce.
Pewnie chcieli mnie trochę poprzypiekać, ale na szczęście mieli wtedy inne zmartwienia. Gdy tylko otworzyłem oczy wiedziałem, że sztorm już uderzył. Ciemność piekielna ogarnęła świat a wiatr niemalże rozrywał płuca. Czegoś mi jednak brakowało.
Statek był w całkowitym bezruchu- wyobrażasz sobie? Fale uderzają w niego z wściekłością, załoga ledwo trzyma się na nogach od podmuchów a jednak sam okręt- nieruchomy.
Zachodziłem wtedy w głowę co te łajdaki miały w planach. Nie mieli szans wydostać się ze sztormu bez mojej pomocy.
Po chwili wiedziałem już co knują. Przez ryk wichury przebijał się rytmicznie pojedynczy dźwięk. Dźwięk czegoś twardego uderzającego o ścianę. Olśniło mnie!
Skurwysyny chciały wywarzyć drzwi do kajuty młodej! Widać zabicie czarownicy stało się dla nich najważniejszą sprawą. Byłem wściekły, ale nic nie mogłem zrobić. Tymczasem fale robiły się coraz większe. Normalnie reagowałbym na to by ustawić się dziobem w kierunku przypływu, ale ponieważ statek nawet nie drgnął, to cała moja wiedza była gówno warta. Z całą pewnością hultaje też przeczuwały, że coś nie gra. Wrzeszczeli coś do siebie i pokazywali paluchami na horyzont.
Upewniłem się, że każdy był czymś zajęty i zacząłem wspinać się na bocianie gniazdo. Tej wędrówki nigdy nie zapomnę. Zupełnie jakbym wchodził na górę prosić Pana, by pozwolił mi spojrzeć jak wygląda piekło.
W końcu doszedłem na wierzchołek i usadowiłem się w koszu. Stamtąd widok był jeszcze piękniejszy. Bałem się opuścić wzrok.
No…nie mogłem tak wiecznie gapić się na zachodzące słońce. Bardzo powoli, opuściłem głowę.
Co ja tam zobaczyłem? Ech…szkoda gadać. Zbliż się…
Widziałem, jakiś podłużny kształt, ciemny zarys pod powierzchnią wody. Coś jakby wielki wąż albo macka czegoś większego. To coś wystawało z boku okrętu. Widziałem to tylko przez chwilę. Chyba…wyczuło, że to widzę, bo od razu się schowało.
Byłem wstrząśnięty. Przerażony jak cholera. Coś mi jednak mówiło, że to nie wszystko. Niemożliwe przecież, by tylko ten widok przeraził Maura na śmierć. Zaczęło mi się kręcić w głowie. Pierwszy raz od nie wiem jak długiego czasu. Zachodzące słońce przestało być piękne. Zdawało się mówić - macie tak przesrane, że aż nie chcę na to patrzeć.
Postanowiłem, że nie będę mówił załodze o tym co widziałem. Z resztą, to i tak nie miało znaczenia. Jak tylko zszedłem skierowałem się w stronę kajut i…wyobraź sobie poczułem jak ktoś mnie pieprznął w tył głowy. Jeden z tych bydlaków odważył się uderzyć kapitana! Nie sądziłem, że są aż tak głupi.
Teraz będzie najlepsze. Zanim zacznę, muszę ci tu złożyć małe ślubowanie. Niech mnie w tej chwili piorun trafi jeśli cokolwiek z tego, co powiem, będzie kłamstwem!
Skup się młody! Obudziłem się związany jak szynka! Nie mogłem nawet palcem ruszyć. Trzeba przyznać, że sukinsyny znały się na wiązaniu jeńców. Na pewno byli w tym doświadczeni. Gdybyś mógł mnie wtedy zobaczyć. Łajdaki tak sprytnie mnie obrządzili, że zwisałem z najniższej rei. Nie dość, że byłem związany, to jeszcze w siatce.
Pewnie chcieli mnie trochę poprzypiekać, ale na szczęście mieli wtedy inne zmartwienia. Gdy tylko otworzyłem oczy wiedziałem, że sztorm już uderzył. Ciemność piekielna ogarnęła świat a wiatr niemalże rozrywał płuca. Czegoś mi jednak brakowało.
Statek był w całkowitym bezruchu- wyobrażasz sobie? Fale uderzają w niego z wściekłością, załoga ledwo trzyma się na nogach od podmuchów a jednak sam okręt- nieruchomy.
Zachodziłem wtedy w głowę co te łajdaki miały w planach. Nie mieli szans wydostać się ze sztormu bez mojej pomocy.
Po chwili wiedziałem już co knują. Przez ryk wichury przebijał się rytmicznie pojedynczy dźwięk. Dźwięk czegoś twardego uderzającego o ścianę. Olśniło mnie!
Skurwysyny chciały wywarzyć drzwi do kajuty młodej! Widać zabicie czarownicy stało się dla nich najważniejszą sprawą. Byłem wściekły, ale nic nie mogłem zrobić. Tymczasem fale robiły się coraz większe. Normalnie reagowałbym na to by ustawić się dziobem w kierunku przypływu, ale ponieważ statek nawet nie drgnął, to cała moja wiedza była gówno warta. Z całą pewnością hultaje też przeczuwały, że coś nie gra. Wrzeszczeli coś do siebie i pokazywali paluchami na horyzont.
- Wypuśćcie mnie! - darłem gardło. - Tylko ja mogę was z tego wyprowadzić.
Chudy gwałciciel o głosie kastrata pojawił się tuż przed moją twarzą.
- Najpierw zajmiemy się twoją małą kurewką. Nie martw się, i tak powiesz nam wszystko, co chcemy wiedzieć.
Widać przyjął role przywódcy po śmierci Estebana. Nie miałem zamiaru z nim gadać ani tym bardziej błagać o litość.
- Najpierw zajmiemy się twoją małą kurewką. Nie martw się, i tak powiesz nam wszystko, co chcemy wiedzieć.
Widać przyjął role przywódcy po śmierci Estebana. Nie miałem zamiaru z nim gadać ani tym bardziej błagać o litość.
- Zginiesz - powiedziałem tylko i zdziwiło mnie jak bardzo byłem tego pewien.
- Lepiej bądź grzeczny. Są wśród nas tacy, co i na ciebie mają ochotę kapitanie.
Zwyrodnialec uśmiechnął się i zniknął mi z pola widzenia.
Wiatr wzmagał na sile i na domiar złego pojawił się deszcz. Wiesz, taki sztormowy, co zacina w bok i mocno uderza - strasznie wkurwiający.
Wisiałem tak Bóg jeden wie jak długo, gdy usłyszałem coś, co zmroziło mnie do szpiku kości.
Od strony kajut słychać było przeraźliwe wrzaski. Zupełnie jakby hultaje spotkali jakąś piekielną bestię, która rozszarpywała ich na strzępy. To był jednak dopiero początek. Serducho mi się jeszcze nie uspokoiło, gdy znów to usłyszałem - głos z głębin chłopcze.
W ciemności i ulewie brzmiał jeszcze straszniej. Do dziś, kiedy słyszę szum fal, przypominam go sobie. Nie ma takiego opisu, który sprawiłby, że zrozumiałbyś o czym mówię chłopcze.
Poczułem, że statek zachowuje się wreszcie normalnie. Zwisałem luźno z rei więc zaczęło mną kołysać. Na pokładzie było niezłe zamieszanie. Z kajut wybiegło paru zakrwawionych i przerażonych łajdaków. Zaczęli wrzeszczeć na chudego. Widać było, że zobaczyli coś strasznego.
Coraz bardziej mną kołysało i obraz zaczął się zamazywać.
Sztorm przybierał na sile.
Pamiętam, że później…z kajut wyszła ona. Dziewczyna, którą miałem eskortować. Nie wyglądała już jak mieszczka. Czarne, długie włosiska wiły się na wietrze jak węże. Miała na sobie białą sukienkę, zaplamioną krwią. Załoga cofała się przed nią przerażona. Wcale im się nie dziwię, wyglądała jak konkubina samego diabła. Najpierw się śmiała a później zaczęła coś krzyczeć. Nie jestem pewien, ale to chyba była łacina. Pamiętam jak ojciec używał jej kiedyś, gdy gadał z kapłanami. Boże drogi, jak ona krzyczała. Takie chuderlawe ciałko, a wydawało się jakby miała siłę co najmniej dwóch chłopów. Jej głos niósł się chyba pod samo niebo.
Nikt nie zdążył nic zrobić. Rozległ się jakiś potworny zgrzyt i statek znów był unieruchomiony.
Zwyrodnialec uśmiechnął się i zniknął mi z pola widzenia.
Wiatr wzmagał na sile i na domiar złego pojawił się deszcz. Wiesz, taki sztormowy, co zacina w bok i mocno uderza - strasznie wkurwiający.
Wisiałem tak Bóg jeden wie jak długo, gdy usłyszałem coś, co zmroziło mnie do szpiku kości.
Od strony kajut słychać było przeraźliwe wrzaski. Zupełnie jakby hultaje spotkali jakąś piekielną bestię, która rozszarpywała ich na strzępy. To był jednak dopiero początek. Serducho mi się jeszcze nie uspokoiło, gdy znów to usłyszałem - głos z głębin chłopcze.
W ciemności i ulewie brzmiał jeszcze straszniej. Do dziś, kiedy słyszę szum fal, przypominam go sobie. Nie ma takiego opisu, który sprawiłby, że zrozumiałbyś o czym mówię chłopcze.
Poczułem, że statek zachowuje się wreszcie normalnie. Zwisałem luźno z rei więc zaczęło mną kołysać. Na pokładzie było niezłe zamieszanie. Z kajut wybiegło paru zakrwawionych i przerażonych łajdaków. Zaczęli wrzeszczeć na chudego. Widać było, że zobaczyli coś strasznego.
Coraz bardziej mną kołysało i obraz zaczął się zamazywać.
Sztorm przybierał na sile.
Pamiętam, że później…z kajut wyszła ona. Dziewczyna, którą miałem eskortować. Nie wyglądała już jak mieszczka. Czarne, długie włosiska wiły się na wietrze jak węże. Miała na sobie białą sukienkę, zaplamioną krwią. Załoga cofała się przed nią przerażona. Wcale im się nie dziwię, wyglądała jak konkubina samego diabła. Najpierw się śmiała a później zaczęła coś krzyczeć. Nie jestem pewien, ale to chyba była łacina. Pamiętam jak ojciec używał jej kiedyś, gdy gadał z kapłanami. Boże drogi, jak ona krzyczała. Takie chuderlawe ciałko, a wydawało się jakby miała siłę co najmniej dwóch chłopów. Jej głos niósł się chyba pod samo niebo.
Nikt nie zdążył nic zrobić. Rozległ się jakiś potworny zgrzyt i statek znów był unieruchomiony.
- Zabić tę czarownicę! - wrzasnął chuderlawy.
Nie jestem pewien co stało się później. Siatka w której wisiałem przekręciła się i musiałem spoglądać na dziób statku.
Słyszałem z tyłu wrzaski i plusk wody, jakby…coś z niej wyskakiwało. To były najstraszniejsze chwile mojego życia. Wyobraź sobie, że słyszysz za sobą ryki demonów, odgłosy walki i konających ludzi ale nie możesz się obrócić. Byłem pewien, że to mój koniec.
Niestety, moja ciekawość została w końcu zaspokojona.
Zobaczyłem chudego cofającego się z wyrazem przerażenia na twarzy. Doszedł aż pod sam bukszpryt. Trzymał w ręku szablę, ale dłoń tak mu drżała, że nie mógłby nią nawet much odganiać. Krzyknął jeszcze parę słów, kiedy nagle coś złapało go za nogi i ściągnęło za burtę.
Coś wyszło po niego z wody!
To jeszcze nie wszystko! Po chwili do dziobu podbiegło dwóch łajdaków. Wyraźnie się przed czymś cofali. Po chwili zobaczyłem. Dwóch ryboludzi.
Ludzie - ryby przysięgam! Jak matkę moją własną i Boga wszechmogącego kocham to byli ludzie-ryby. Mieli wielkie, niebieskawe i umięśnione cielska. Jeden stał wyprostowany a drugi na czterech nogach jak zwierze. Mieli wielkie, żółte oczyska i gęby pełne ostrych zębów. NO NIE PATRZ TAK NA MNIE!
Nikt mi nie wierzy! Mówię ci, oni istnieją, widziałem ich!
Jestem spokojny! Myślisz, że to wszystko? Słuchaj dalej.
Bestie rzuciły się na tych biednych durniów i rozszarpały ich na strzępy. Widziałem jak…rwały i gryzły. Wytoczyli z nich krew jak z prosiąt, a ja wisiałem tam i mogłem tylko patrzeć!
Tak bardzo chciałem zamknąć oczy ale…nie mogłem. Bałem się. Nie wiem dlaczego, ale potwory mnie oszczędziły. Nawet nie spojrzały w moją stronę. Gdy…skończyły wyskoczyły za burtę, do wody.
Już wtedy myślałem, że odchodzę od zmysłów, ale to jeszcze nic. Ktoś przeciął linę, i rozsupłał mi więzy.
Podniosłem się na nogi i obróciłem.
Stała tuż za mną. Istota, którą wziąłem za córkę gubernatora. Miała szarą, łuskowatą skórę. Jej oczy…bez powiek, całe żółte. Były jak oczy rekina. Patrzyły na mnie bez życia. Dobry Boże, oszczędziła mnie. Pamiętam jak mówiła, że nie pożałuję…
Ona… podniosła dłoń do góry i wypowiedziała słowa, których nigdy nie zapomnę:
Słyszałem z tyłu wrzaski i plusk wody, jakby…coś z niej wyskakiwało. To były najstraszniejsze chwile mojego życia. Wyobraź sobie, że słyszysz za sobą ryki demonów, odgłosy walki i konających ludzi ale nie możesz się obrócić. Byłem pewien, że to mój koniec.
Niestety, moja ciekawość została w końcu zaspokojona.
Zobaczyłem chudego cofającego się z wyrazem przerażenia na twarzy. Doszedł aż pod sam bukszpryt. Trzymał w ręku szablę, ale dłoń tak mu drżała, że nie mógłby nią nawet much odganiać. Krzyknął jeszcze parę słów, kiedy nagle coś złapało go za nogi i ściągnęło za burtę.
Coś wyszło po niego z wody!
To jeszcze nie wszystko! Po chwili do dziobu podbiegło dwóch łajdaków. Wyraźnie się przed czymś cofali. Po chwili zobaczyłem. Dwóch ryboludzi.
Ludzie - ryby przysięgam! Jak matkę moją własną i Boga wszechmogącego kocham to byli ludzie-ryby. Mieli wielkie, niebieskawe i umięśnione cielska. Jeden stał wyprostowany a drugi na czterech nogach jak zwierze. Mieli wielkie, żółte oczyska i gęby pełne ostrych zębów. NO NIE PATRZ TAK NA MNIE!
Nikt mi nie wierzy! Mówię ci, oni istnieją, widziałem ich!
Jestem spokojny! Myślisz, że to wszystko? Słuchaj dalej.
Bestie rzuciły się na tych biednych durniów i rozszarpały ich na strzępy. Widziałem jak…rwały i gryzły. Wytoczyli z nich krew jak z prosiąt, a ja wisiałem tam i mogłem tylko patrzeć!
Tak bardzo chciałem zamknąć oczy ale…nie mogłem. Bałem się. Nie wiem dlaczego, ale potwory mnie oszczędziły. Nawet nie spojrzały w moją stronę. Gdy…skończyły wyskoczyły za burtę, do wody.
Już wtedy myślałem, że odchodzę od zmysłów, ale to jeszcze nic. Ktoś przeciął linę, i rozsupłał mi więzy.
Podniosłem się na nogi i obróciłem.
Stała tuż za mną. Istota, którą wziąłem za córkę gubernatora. Miała szarą, łuskowatą skórę. Jej oczy…bez powiek, całe żółte. Były jak oczy rekina. Patrzyły na mnie bez życia. Dobry Boże, oszczędziła mnie. Pamiętam jak mówiła, że nie pożałuję…
Ona… podniosła dłoń do góry i wypowiedziała słowa, których nigdy nie zapomnę:
- I’a Dagon! I’a Hydra!
A później…za lewą burtą zobaczyłem…poczekaj chwilę…
Zobaczyłem jak z otchłani oceanu wyłania się wielka ręka. I wiedziałem już czym był ten podłużny kształt, który zobaczyłem z bocianiego gniazda. To był palec chłopcze. Zaledwie palec.
Gigantyczna dłoń. Pamiętam, że wsparła się na statku a później…wydaje mi się, że później zwariowałem. W pamięci pozostały mi tylko dwa, wielkie żółte punkty, wielkie jak planety…
Następne co pamiętam to, widok lądu i moich rąk wspartych na kole sterowniczym. Nie wiem jak to możliwe, ale w ciągu jednej nocy statek przeniósł się nad wybrzeże Ameryki. Ponad tydzień drogi w jedną noc.
Pewnie zastanawiasz się, co zrobiłem dalej? Dotarłem do Pensylwanii i dostarczyłem towary. Nieźle na tym zarobiłem biorąc pod uwagę, że nie musiałem się z nikim dzielić. Po załodze nie pozostało nawet śladu. Nawet plamy krwi znikły. Tak samo córka demonów - przepadła bez śladu. Podejrzewam, że wróciła do swojego prawdziwego domu…
Pamiętasz co mówił gubernator? Psiakrew, nawet nie wiem, czy to był gubernator. Równie dobrze to mógł być Belzebub. Nie obchodzi mnie to, nigdy nie sprawdzałem i nie mam zamiaru. W każdym razie powiedział bym zaprowadził małą do Merkuria. Popytałem się o tego człowieka i okazało się, że tak mówią na szamana pobliskich Indian, wyobrażasz sobie?
Nie chciałem się w tym dłużej babrać, na pewno nie miałem zamiaru szukać jakiegoś szalonego dzikusa.
Jak już mówiłem, nieźle zarobiłem. Dodatkowe pieniądze dostałem, gdy sprzedałem statek. Zabrałem się z jakimś innym kupcem do Danii. Gdy powróciłem do domu osiadłem w tym porcie. Od tamtego czasu ani razu nie wypłynąłem w morze.
Co, uśmiechasz się? Myślisz, że to jest śmieszne? Za każdym razem gdy patrzę na morze robi mi się niedobrze i zaczynam drżeć! Codziennie udaję sam przed sobą, że to był tylko sen, że to się nie wydarzyło. Mówiłem już jednak - to wszystko prawda.
Ha ha ha, śmieszą mnie tacy jak ty, wiesz? Możesz nie wierzyć staremu Torkilowi, gówno mnie to obchodzi. Pewnie sam bym w to nie uwierzył…gdybym nie zobaczył!
Oni tam są, mówię ci, za każdym razem gdy wypływasz, oni cię obserwują! Nie uciekniesz od nich! I’a Dagon! I’a Hydra! Myślisz, że jesteś bezpieczny, mały sukinsynu? Jesteś tylko pokarmem dla nich, małym robakiem. Przyjdą po ciebie! Przyjdą, będziesz jeszcze błagał Wielkiego Przedwiecznego o łaskę! Będziesz jeszcze błagał! Nie dotykaj mnie!
Oni istnieją! A kiedy nadejdzie czas wyjdą po nas wszystkich! Już niedługo, słyszysz? Już niedługo!
Zobaczyłem jak z otchłani oceanu wyłania się wielka ręka. I wiedziałem już czym był ten podłużny kształt, który zobaczyłem z bocianiego gniazda. To był palec chłopcze. Zaledwie palec.
Gigantyczna dłoń. Pamiętam, że wsparła się na statku a później…wydaje mi się, że później zwariowałem. W pamięci pozostały mi tylko dwa, wielkie żółte punkty, wielkie jak planety…
Następne co pamiętam to, widok lądu i moich rąk wspartych na kole sterowniczym. Nie wiem jak to możliwe, ale w ciągu jednej nocy statek przeniósł się nad wybrzeże Ameryki. Ponad tydzień drogi w jedną noc.
Pewnie zastanawiasz się, co zrobiłem dalej? Dotarłem do Pensylwanii i dostarczyłem towary. Nieźle na tym zarobiłem biorąc pod uwagę, że nie musiałem się z nikim dzielić. Po załodze nie pozostało nawet śladu. Nawet plamy krwi znikły. Tak samo córka demonów - przepadła bez śladu. Podejrzewam, że wróciła do swojego prawdziwego domu…
Pamiętasz co mówił gubernator? Psiakrew, nawet nie wiem, czy to był gubernator. Równie dobrze to mógł być Belzebub. Nie obchodzi mnie to, nigdy nie sprawdzałem i nie mam zamiaru. W każdym razie powiedział bym zaprowadził małą do Merkuria. Popytałem się o tego człowieka i okazało się, że tak mówią na szamana pobliskich Indian, wyobrażasz sobie?
Nie chciałem się w tym dłużej babrać, na pewno nie miałem zamiaru szukać jakiegoś szalonego dzikusa.
Jak już mówiłem, nieźle zarobiłem. Dodatkowe pieniądze dostałem, gdy sprzedałem statek. Zabrałem się z jakimś innym kupcem do Danii. Gdy powróciłem do domu osiadłem w tym porcie. Od tamtego czasu ani razu nie wypłynąłem w morze.
Co, uśmiechasz się? Myślisz, że to jest śmieszne? Za każdym razem gdy patrzę na morze robi mi się niedobrze i zaczynam drżeć! Codziennie udaję sam przed sobą, że to był tylko sen, że to się nie wydarzyło. Mówiłem już jednak - to wszystko prawda.
Ha ha ha, śmieszą mnie tacy jak ty, wiesz? Możesz nie wierzyć staremu Torkilowi, gówno mnie to obchodzi. Pewnie sam bym w to nie uwierzył…gdybym nie zobaczył!
Oni tam są, mówię ci, za każdym razem gdy wypływasz, oni cię obserwują! Nie uciekniesz od nich! I’a Dagon! I’a Hydra! Myślisz, że jesteś bezpieczny, mały sukinsynu? Jesteś tylko pokarmem dla nich, małym robakiem. Przyjdą po ciebie! Przyjdą, będziesz jeszcze błagał Wielkiego Przedwiecznego o łaskę! Będziesz jeszcze błagał! Nie dotykaj mnie!
Oni istnieją! A kiedy nadejdzie czas wyjdą po nas wszystkich! Już niedługo, słyszysz? Już niedługo!
Maj 2009